poniedziałek, 6 sierpnia 2012

` Prologue .'

          - Babciu! Babciu! A jak poznałaś dziadka? - zapytała śliczna 7-letnia dziewczynka o blond włosach i psotnym uśmiechu.
          - Opowiem Ci później, słońce - odpowiedziała kobieta, niegdyś o wspaniałych kasztanowych włosach, które z czasem zsiwiały. Poprawiła wnuczce kołdrę i podeszła do półki z książkami.
          - A nie możesz opowiedzieć mi tego zamiast czytania bajki? - nalegała.
          - No cóż... Mogę - staruszka usiadła na krańcu łóżka i zaczęła swą opowieść.
       
           ~*~ Wszystko zaczęło się 30 lat temu ~*~
       
          - Viv, gdzie ty do cholery jesteś ? - zawołałam do komórki siłując się z moją niebieską walizką i tego samego koloru torbą podręczną. Jednocześnie rozglądałam się po lotnisku w Londynie szukając mojej przyjaciółki.
          - W sklepie. A co ? - spytała beztrosko Vivianne.
          - Co ? Stoję na lotnisku i czekam na ciebie !
          - Charlotte, miałaś przylecieć jutro. Pewnie Ci się to śni.
          - Niby jak ? Stoję na chodniku, trzymam moje bagaże i jak nie będziesz tu w ciągu 10 minut to wsiadam w samolot powrotny i...
          - Dobra, dobra. Ale ja nie zdążę. Przyjedzie po ciebie nasz współlokator, ok?
          - No ok. To czekam . - z westchnieniem włożyłam komórkę do kieszeni dżinsów i usiadłam na ławeczce. Wyciągnęłam z torebki batonika, rozwinęłam go i zaczęłam jeść.  I tak go sobie żułam kiedy jakiś człowiek postukał mnie w ramię. Obróciłam się w stronę tego kogoś i ujrzałam blondyna w przeciwsłonecznych okularach na nosie.
         - Przesuniesz się troszkę? - zapytał a ja spełniłam jego prośbę, a on usiadł.
         - Co tu robisz? - spytałam zaciekawiona.
         - Koleżanka kazała mi tu przyjechać i przywieźć jej przyjaciółkę bo ona jest na zakupach i jej się dupy nie chce ruszyć - wytłumaczył a ja się roześmiałam.
         - Jestem Charlotte - wyciągnęłam do niego rękę. Uścisnął ją i się uśmiechnął.
         - Niall. A ty ? Czemu tu siedzisz?
         - Czekam na współlokatora przyjaciółki, miał mnie odebrać... - coś zaczynało mi świtać.
         - Vivianne ? - zapytaliśmy jednocześnie i wybuchnęliśmy śmiechem. Niall wstał, wziął moją walizkę i torbę, poszedł w stronę parkingu i zawołał przez ramię. - Lotte, idziesz ?
         - Jasne - zerwałam się z ławki i dobiegłam do blondyna. - Czekaj, jak mnie nazwałeś?
         - Lotte. To od Charlotte, kumasz ?
         Skinęłam głową i wsiadłam do jego samochodu. Po jakichś dwudziestu-paru minutach byliśmy przed akademikiem. To tu będę teraz chodzić do szkoły. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam za Niall'em do ich, to znaczy naszego pokoju. Od teraz mieszkam z Viv i Niall'em w akademiku. Super. Stanęliśmy przed drzwiami z numerem B12 i otworzył je na oścież. Weszłam i od razu mnie oślepiło.
        - Nie wiedziałam że Vivi jest fanką Bieber'a !
        - Bo nie jest. Otwórz oczy . To moje plakaty.
        - Jaja sobie ze mnie robisz?
        - Nie - uśmiechnął się.
        - Umiesz gotować ?
        - Nie, a co to ma do Justina ?
        - Jeśli zdejmiesz te plakaty codziennie będę gotować ci obiad i kolacje. Śniadanie to już przesada.
        - Kusząca propozycja - potarł brodę, jak jubilerzy, którzy wyceniają brylanty. - Ok. Zaraz je ściągnę.
        W tym momencie ktoś wszedł do mieszkania. Mignęły mi czerwone włosy i od razu rzuciłam jej się na szyję.
        - Vivi !
        - Lottie! Jezuu ale się za tobą stęskniłam ! Mam dla ciebie prezenty !

        ~*~
       Charlotte zauważyła że jej wnuczka zasnęła, więc wstała z jej łóżka i zgasiła światło.
       - Dokończymy jutro...

1 komentarz:

  1. Bardzo fajnie się zaczyna! Spodobał mi się już sam prolog, a to nieczęsto się zdarza :) Czekam na więcej! :*

    OdpowiedzUsuń